Konsekwencje toksycznego dzieciństwa: autodestrukcja.

Kiedy mówimy o swoim uzależnieniu od czegokolwiek (alkoholu, narkotyków, seksu, hazardu, wydawania pieniędzy, internetu …), o swoich problemach z jedzeniem, swoich zachowaniach kompulsywnych i autodestrukcyjnych często podchodzimy do tego, jako do problemu. Warto, abyśmy pamiętały, że to przez lata były nasze mechanizmy, które ratowały nam życie pozwalały przetrwać we wrogim środowisku. Te zachowania pokazują nam też ból, który jest w nas, a który często pomijamy i uciekamy od niego np. w perfekcjonizm.
Jeżeli zaczniemy patrzeć na siebie z empatią i zrozumieniem, zobaczymy, że w amoku tego uzależnienia i osądzania -jestem ja, która potrzebuje pomocy. Dzięki temu, że pochylimy się nad sobą i swoim zagubieniem odnajdziemy siłę do pracy i zmiany swojego życia.
Przez lata zastanawiałam się, dlaczego mój wzrok przyciągają wszyscy nieszczęśliwi, obdarci i pijani ludzie na ulicy. Patrząc na nich widziałam ich autodestrukcję i brak miłości i troski o siebie. W każdej z tych osób widziałam samą siebie, którą pomijałam w moim życiu codziennym. Każda z tych potrzebujących osób była częścią mojego bólu i smutku, którego u siebie nie chciałam widzieć. Ponieważ miałam dach nad głową, pełny brzuch i czyste ubranie. Dlatego też dociskałam siebie bardziej obwiniając się za brak efektów tego dobrego życia. Wpadałam w perfekcjonizm i brak empatii i zrozumienia co powodowało nasilenie wszystkich moich kompulsywnych zachowań.
Podejmowałam miliony prób pracy z uzależnieniami i autodestrukcją. Wiele razy padałam na kolana, bo nie było efektów – wracałam do punktu wyjścia. To były niesamowicie bolesne lekcje.
Już było dobrze, miałam za sobą okresy wolności od towarzyszącego tym uzależnieniom bzyczenia w głowie i nagle bum. Nie udźwignęłam, poszłam na zakupy, rozdrapałam swoją skórę do krwi, wpadłam w szał sprzątania. Tylko po to, aby nie czuć tego napięcia w głowie i ciele, które było tak nieznośne. A potem było poczucie winy i wstyd za siebie, za brak konsekwencji, wytrwałości, za słabość.
Powtarzająca się pętla.
Te upadki spowodowały, że zaczęłam się intensywnie przyglądać temu cyklowi. Co mi to przypominało z przeszłości? Jakie myśli, uczucia i schematy temu towarzyszyły?
Zrozumiałam, że ten cykl był cyklem relacji z moją narcystyczną matką. W relacji z moją matką zawsze był dramat, jej dociskanie mnie do granic wytrzymałości, jej kłamstwa, że miłość to ból, mój wybuch, jej separacja i odrzucenie mnie, moje bieganie za nią i przeprosiny. I całość zaczynała się od nowa.
Te schematy kształtowały moje życie i działanie. Przenosiłam ten schemat na wiele płaszczyzn mojego życia – związek, pracę, macierzyństwo, życie codzienne. Nie potrafiłam zbudować niczego stabilnego.
Schemat zaczął padać, kiedy zaczęłam być swoim wewnętrznym rodzicem. Kiedy zaczęłam dbać o siebie. Uczyłam się tego jak postępują dojrzali rodzice, jak stawiają granice swojemu dziecku i wymagają w dojrzały mądry sposób, uczyłam się jak mobilizować siebie do działania i niepoddawania się w obliczu trudności. Uczyłam się zatrzymywać swoją autodestrukcję i samo-nienawiść, kiedy mój perfekcjonizm wymagał ode mnie natychmiastowych sukcesów. To o czym piszę było łatwe do zrobienia dla innych, ale nie dla siebie. W czasie tej drogi napotykałam swój bunt i opór. Byłam wściekła na świat i wszystkich dookoła. I jednocześnie Wszechświat pokazywał mi: Justyna nie ma innej drogi. To co zrobią za Ciebie inni nie przetrwa, będzie tylko na chwilę. To, gdzie nie bierzesz odpowiedzialności za siebie nie zniknie z Twojego życia i nie naprawi się samo. Mieszanka złości, przerażenia i oporu. A w tle mój wewnętrzny głos: Kochana jestem przy Tobie, daj sobie czas, zrób mały krok i poczujesz swoją siłę.
Z tych małych kroków tworzymy swoje nowe życie, swoją tożsamość. Te małe kroki powodują, że integrujemy nasz Umysł/Ciało/Serce i Ducha a w tej integracji jest miłość i akceptacja tego kim jesteś.
Wilczyce zapraszam Was do podzielenia się Waszą historią <3
Kompulsy łagodziły uczucia. Wyłączały myślenie i emocje. W czasach nastoletnich ani olimpiady, ani bardzo dobre oceny nie były wystarczające. Zawsze istniało porównanie z JEJ przeszłością i trudami, jakie przeszła oraz osiągnięciami. A my bez wdzięczności, nie potrafiące docenić tego, co dała z siebie i ponad siebie wyrodne potomstwo. Zawsze nie dość dobre. Bo matryca jest tylko jedna, kopie zawsze zawierają skazy.