Wstyd

Czuję w ciele znany mi dobrze ból, więc siadam do pisania. Słowa są dla mnie ratunkiem, potrafią przekazać to, co woła o uwagę, to terapia. Dzisiaj przyszedł czas na toksyczny wstyd. Każdy, kto żył w cieniu narcystycznego rodzica ma w żyłach wstyd zamiast krwi.
Dlaczego, bo to jedzenie, którym narcysta karmi swoje dziecko, aby siedziało cicho, aby nie budziło jego ran. Każda próba bycia sobą, każde wołanie o uwagę o emocjonalne zaangażowanie, akceptację i miłość jest dorzucone – ponieważ ona nie ma w sobie miłości, którą mogłaby się podzielić. Toksyczny wstyd zaaplikowany w dzieciństwie nie znika, nie odchodzi ot tak, dotkliwie naznacza każdą relację.
W mojej głowie słyszę zdanie: Czego Ty jeszcze ode mnie chcesz?
Mam przestać chcieć, nie wolno mi chcieć. Mam brać to, co matka daje i nie marudzić, nie mieć zastrzeżeń. Uwierzyłam tak głęboko w to zdanie, że właśnie tak postępowałam. To spowodowało, że czułam ogromną pustkę, wieczny głód, bo nawet jak mogłam w życiu decydować o tym, co mogę wziąć, kupić, poprosić – nie robiłam tego. Czekałam na decyzję kogoś innego. Nie wiedziałam, czego tak na prawdę potrzebuje, brałam to, co pod ręką, stąd ta mania kupowania, wrzucałam produkty do koszyka, nieważne, co liczyło się tylko zapełnienie tej cholernej pustki, która boli.
Każde dziecko ma prawo dostać od matki miłość, ciepło emocjonalne, współczucie i akceptacje. Żadne dziecko nie powinno być karane za to, że tego potrzebuje. Nie powinno być obgadywane, wyśmiewane, wyszydzane za to, że potrzebuje miłości. Podstawowym obowiązkiem rodzica jest miłość do powołanego przez siebie do życia dziecka.
Jak się okazało za tak wysoki poziom toksycznego wstydu mogę podziękować nie tylko mamie, ale również i babci, która z założenia miała się mną troskliwie opiekować. Szkoda tylko, że mnie biła nie radząc sobie z moją tęsknotą za miłością i ciekawością małego dziecka. Ona chciała mieć spokój, a ja według niej na złość miałam milion potrzeb. A matka uciekała w pracę, fundując córce to, co sama znała z dzieciństwa. Zamknięte koło nienawiści.
Przez całe życie wiedziałam, że nie jestem kimś wartościowym, wiedziałam, że niczego nie osiągnę, więc nawet się nie starałam, a nawet jak pomimo braku starań coś mi wychodziło to udawałam, że tego nie ma. Tak bardzo nie umiałam zobaczy w tym kłamstwa i manipulacji. Totalny brak poczucia bezpieczeństwa więził mnie w starych przekonaniach odbierając siłę do wyjścia.
Otaczałam się ludźmi, którzy mi to potwierdzali, którzy byli tak samo zamknięci emocjonalnie i niedostępni jak ona. Każde odrzucenie było potwierdzeniem prawdy zaprogramowanej we mnie. Mój wstyd nabierał mocy z każdym odrzuceniem i każdą krytyką.
Moje ciało walczy ze sobą przeciąga linę pomiędzy uda jej się czy polegnie, a sędzią jest ona, moja matka. Kogo mam wybrać siebie, czy ją? Jeśli wybiorę siebie oznacza to, że zasługuję na miłość i chcę się nauczyć ją sobie dawać, jeśli wybiorę matkę oznacza to, że moje cierpienie będzie trwać. Niby wiem.
Każdorazowy wybór mojej własnej drogi budzi toksyczny wstyd. Z tyłu głowy pojawia się wątpliwość czy mam do tego prawo, czy wolno mi zaspokoić swoją potrzebę? Wybieram i patrzę w twarz odrzuceniu, słucham jego nienawistnych podszeptów. Robię kolejny krok.
Kiedy tulą mnie kochające ramiona czasami jest mi trudno w nich pozostać, czasami nie umiem przyjąć miłości. Kochający człowiek jest zagadką, którą uczę się rozwiązywać.
Comment [01]